A na weekend polecamy poniższy felieton kol. Bartka Kolipińskiego:
Okazuje się, że recycling ma młodsze rodzeństwo: upcycling i downcycling. Spośród nich najbardziej atrakcyjny jest upcycling. Polega on na dawaniu drugiego życia rzeczom wcześniej już uznanym za nieużyteczne, i to w taki sposób, że to drugie życie jest bardziej użyteczne niż pierwsze. To musi się podobać. Dlatego zastanawiam się, czy nie dałoby się zastosować upcyclingu do dorobku kultury niematerialnej, a zwłaszcza do urbanistyki i planowania przestrzennego. Myślę, że tak. Są już zresztą pierwsze tego jaskółki. Ostatnio karierę robi „rewolucyjna” idea miasta piętnastominutowego, która w swej istocie jest propozycją przywrócenia do życia zapomnianej (a właściwie rozjechanej przez motoryzację) koncepcji jednostki sąsiedzkiej C. Perry’ego z początków ubiegłego wieku. Jednym słowem – rewolucja z odzysku.
Nieśmiałe początki upcyclingu można też zaobserwować w nieustającym procesie reformowania planowania przestrzennego. Mam tu na myśli propozycję przywrócenia planu ogólnego. Pomysł to nie najgorszy, ale nie wystarczy dać nową/starą nazwę dzisiejszemu studium gminy – trzeba jeszcze powrócić do tego, co pod pojęciem plan ogólny kiedyś się kryło i z czym się ono wiązało. A była to, najogólniej mówiąc, kultura planowania, czyli…..
No właśnie. Kiedy kilkanaście lat temu zainteresowałem się tym tematem i zacząłem szukać jakiejś uczonej definicji kultury planowania, to znalazłem tylko odniesienie do planowania rodziny. Musiałem więc własnomyślnie zaproponować, żeby przez kulturę planowania przestrzennego rozumieć powszechnie uznany dorobek myśli urbanistycznej, a także stopień gotowości do jego wykorzystania. Jak na standardy naukowe definicja ta jest zdecydowanie za krótka, ale za to praktyczna i poręczna. Daje się bowiem zapamiętać i pozwala na postawienie zwięzłej tezy, że kultura planowania przestrzennego w Polsce po roku 1990 popadła w połowiczność: dorobek jest – gotowości jego wykorzystania brak.
Dlaczego tak się stało? Zgodnej odpowiedzi na to nie ma i nie będzie. Jest to bowiem temat kontrowersyjny, a nawet drażliwy. Dlatego byłoby lepiej prowadzić dyskusję o powrocie do pełnowymiarowej kultury planowania przestrzennego w czasie przyszłym, bez oskarżycielskiego wskazywania winnych jej upadku. Po sobie wiem, że łatwo to nie przyjdzie. Ale może w tym pomóc uświadomienie sobie faktu, że osób, które to obchodzi jest już niewiele a nieubłaganie będzie jeszcze mniej
Powyższa dygresja powinna skłaniać do podejmowania dyskusji pozytywnych. Zbliża się jubileusz stulecia Towarzystwa Urbanistów Polskich, będzie więc dobra okazja do zorganizowania konferencji na temat kultury planowania. Mogłaby mieć tytuł: „Planowanie przestrzenne z odzysku – co z dorobku myśli urbanistycznej zasługuje na drugie życie”. Jestem przekonany, że komisja wnioskowa będzie miała co robić.
Ze swej strony już teraz proponuję, żeby w pierwszej kolejności odzyskać …… planowanie przestrzenne, to znaczy jego definicję. Żebyśmy wiedzieli, o czym mówimy. Chaos pojęciowy jest bowiem jedną z pierwotnych i głownych przyczyn tego, że – jak głosi jeden z ostatnich raportów KPZK PAN – „System planowania przestrzennego w Polsce jest systemem chaotycznym”. Czyli tak naprawdę, go nie ma. Bym zapomniał: bezużyteczna a gotowa do wzięcia definicja planowania prestrzennego znajduje się w ustawie z 1984 r, a w wersji wcześniejszej, w społecznym projekcie TUP z 1982r.